Zaczynając od zera

0
26

“Nie ważne, jak trudno będzie…, ale chcę iść przez to poj*bane życie z Tobą.” Jeśli ktoś przegląda demoty, to wie skąd to wzięłam. Właśnie się na niego natknęłam, łzy mi stanęły w oczach i stwierdziłam, że napiszę kilka zdań.
Wczoraj była studniówka, jedna z najlepszych imprez w moim życiu. Szczerze mówiąc bardzo się bałam tej studniówki. Całą noc przed przepłakałam, bo liczyłam na to, że Kuba będzie marudził całą imprezę, jak to robił od miesiąca. Ale…chyba musiał się wygadać, bo na studniówce było cudownie. Było mi z Nim tak dobrze, że trudno to opisać. Wyszalałam się z dziewczynami, potańczyłam z Kubą, przyjechali nasi znajomi na chwilę, lepszego scenariusza nie mogłam sobie wymarzyć. A najlepsze w tym wszystkim było to, jak Kuba się zachował w pewnej sytuacji. Wyszedł na chwilę z sali, już nawet nie wiem gdzie, a do mnie dosiadł się dawny kolega z podstawówki i gim, którego na studniówkę zaprosiła nasza wspólna koleżanka. I tak rozmawialiśmy chwilę, aż temat zszedł na studia. O i się dowiedziałam, że moja wymarzona geodezja jest najbliżej 30 km od miejsca gdzie mieszkam. Niby nie daleko, ale codziennie dojeżdżać to daleko, ale zbyt blisko, by tam mieszkać. Pozostaje więc Kraków, ale…
Zrozpaczona więc, ze łzami w oczach powiedziałam o tym Kubie i Jego reakcja mnie zszokowała. Wyciągnął mnie na parkiet, przytulił i powiedział, że mam się tym w tej chwili nie przejmować, bo to moja impreza i mam się dobrze bawić! Potrzebowałam tego, potrzebowała Go wtedy. Gdyby tego nie zrobił, pewnie do końca imprezy miałabym zły humor, a tak naprawdę o tym zapomniałam.
Do dzisiejszego poranka. A właściwie do popołudnia. Obudziłam się gdzieś koło 13 i zaczęłam szukać po internecie i rzeczywiście, geodezji na pobliskiej uczelni nie ma od roku. A jeszcze rok temu koleżanki siostra  tam studiowała (sama zmieniła studia na zaoczne na innej uczelni) i nie było mowy o tym, że wycofują kierunek… Mam problem. Wielki problem. I tak, jak w tytule – zaczynam od zera. Nie wiem, co robić, gdzie iść. Chcę do Krakowa na zaoczne, żeby móc zarabiać na studia. Kuba mnie namawia, żebym szła na dzienne. Ale to się wiąże z mieszkaniem tam. Nie wyobrażam sobie tego. Raz, że nie chcę rodziców tak obciążać, dwa że nie zostawię Kuby, nie potrafiłabym. On mnie wciąż namawia, żebym się wyprowadziła, że to moja jedyna szansa na wyrwanie się z domu, że nie chce być dla mnie przeszkodą. Ale ja nie chcę, nie chcę bez niego. Ktoś może mnie krytykować, że dla miłości rezygnuję z dobrego wykształcenia. Ale przecież można mieć i jedno i drugie, nie rezygnując z niczego. A z Kuby świadomie nie zrezygnuję. Bo w miłość na odległość nie wierzę. Nie potrafiłabym tak. Tęsknota by mnie zabiła i nie miałabym ani wykształcenia, bo nie dałabym rady skończyć studiów, ani miłości, bo długo byśmy chyba nie dali rady. Widywać się tylko na weekendach i to nie wiadomo, czy co tydzień. Ja się na to nie piszę. Znalazłam przy Kubie szczęście i przede wszystkim spokój i nie oddam go ot tak.

Więc co dalej? Do college’u niezbyt chcę iść, a mama mnie szczerze namawia. Co z tego, że zrobię te dwa czy trzy lata, jak będę miała tylko angielski. Myślałam o psychologii, ale to nie to, co geodezja… Nie gadałam o tym jeszcze z mamą, bo pierwsze co mi powie, to żebym się modliła o powołanie. Jakby mi to miało pomóc to naprawdę zaczęłabym się modlić… Ale to nie pomoże. Nic nierobienie i strata czasu. Tak nie znajdę studiów.
Czekam na Kubę. Za jakąś godzinę ma być u mnie. Chce z Nim jeszcze pogadać, poradzić się, spróbować to jakoś rozwiązać. Całe życie pod górkę, ciągle wiatr mi wieje w oczy i kiedy myślałam, że po raz pierwszy coś pójdzie po mojej myśli, coś się ułoży, to nie… Ciągle z czegoś rezygnować, coś poświęcać, rozstawać się, tęsknić, zaczynać wszystko od nowa, bać się o jutro.
Pod koniec maja mamy z Kubą drugą rocznicę. Chciałabym, żeby to była szczęśliwa rocznica.