Wyjazd

0
35

Wpadłam (już jakiś czas temu) na pomysł, żeby na wakacjach lecieć do Anglii. W końcu to moje najdłuższe wakacje w życiu. Jedyna okazja, żeby wszystko połączyć. Miesiąc, czy półtora by mnie nie zbawiły, a zarobiłabym trochę pieniędzy. Potem jeszcze zdążylibyśmy z Kubą pojechać nad morze, czy na Mazury, a i nie raz pewnie w Bieszczady. Wszystko wydaje się być proste, ale oczywiście coś musi stać na przeszkodzie. Po pierwsze Kuba. Rozmawiałam już z nim kiedyś o tym. Byłam przekonana, że się ucieszy, tym bardziej że sam wcześniej mi mówił, że by poleciał. Ale się przeliczyłam, odwidziało mu się. Po cichu mam jednak nadzieję, że do wakacji uda mi się Go przekonać. Może skusi Go wizja zarobienia w krótkim czasie przyzwoitych pieniędzy, które będzie mógł odłożyć na jakąś działkę, domek w Bieszczadach, etc. Poza tym ja aż “piszczę” za pieniędzmi. Idę na studia, więc będą mi naprawdę baaardzo potrzebne. Co prawda rodzice powiedzieli, że mi pomogą, ale wiadomo, jak to jest… Ciężko im już teraz, a co dopiero będzie jak zaczną mi dawać na studia.
Dodatkowo czuję, że wraz ze studiami wiele się zmieni. Jakoś zaczynam myśleć bardziej przyszłościowo. Starzeję się? A może po prostu chcę się choć troszkę usamodzielnić.
Sądny dzień dzisiaj. Milion myśli przychodzi mi do głowy. Wszystko bym chciała jakoś rozwiązać, zaradzić każdemu problemowi. Wiem, że się nie da. Ani z Kubą teraz nie rozmawiam o tym, bo wiem co powie “Za parę dni Ci przejdzie wraz z okresem.” (Żeby teraz nie wyszło, że nie mam oparcia w Kubie, bo jest wręcz odwrotnie. Tyle ile On mi pomaga…) Ale pomysł z wyjazdem to nie jest chwilowy kaprys, tylko przemyślana decyzja. Oczywiście sama nie pojadę. Gdzie bym mieszkała? Z kim bym żyła ten miesiąc, czy więcej? Zamęczyłabym się sama, wiem to. Musiałabym kogoś przy sobie mieć. Jak nie Kubę, to chociaż kogoś znajomego tam na miejscu. Wiem, że razem z Kubą było by nam najlepiej, tylko jak Go przekonać? I czy to w ogóle dobry pomysł? Na chwilę obecną wydaje mi się jedyny słuszny. Gdybym poszła na wakacjach do pracy w Polsce przez miesiąc zarobiłabym może tysiąc złotych. A takie zagraniczne wyjazdy przynoszą średnio kilka tysięcy. Wiem, bo już niejeden mój znajomy/a się na to zdecydował/a. I bardzo sobie chwalili ten sposób zarabiania pieniędzy. Co prawda to tylko doraźny zastrzyk gotówki, ale na początek dobre i to.

Nie wiem, jak to będzie. Rozmawiałam dzisiaj z mamą o maturze, studiach, pracy. Ona wciąż mnie widzi w Kolegium Nauczycielskim i potem w szkole jako anglistka. A ja wiem i czuję to, że bym umarła w szkole, zwariowała, albo wcześniej pozabijała uczniów. Nie dla mnie taka robota, brakuje mi cierpliwości. Nie wiem…

Brzmi to wszystko pewnie strasznie dramatycznie, ale wbrew pozorom humor ostatnio mi dopisuje. Czuję, że będzie dobrze. Musi być! Zawsze sobie ze wszystkim radziłam, teraz też sobie poradzę.
Przeraziła mnie tylko wiadomość, że tato przyleci najprędzej końcem lutego, początkiem marca. Gorące łzy popłynęły mi po policzkach i teraz żałuję! Żałuję, że zapłakałam mu do słuchawki. Wystarczająco smutny był i bez tego.

Tak na koniec. Ostatnio znowu kibicowałam Kubie podczas meczu w bilarda. I w pewnym momencie w radiu puścili piosenkę Piaska “Nowe życie na śniadanie…”. Tak mi przez myśl przeszło, że chciałabym dostać nowe, zupełnie inne życie. Ale po chwili zastanowienia doszłam do wniosku, że chyba jednak nie chciałabym się zamienić. Dostając nowe, inne życie prawdopodobnie nie spotkałabym Kuby, miałabym innych rodziców, dziadków. Byłabym zupełnie innym człowiekiem. Kocham to moje pogmatwane życie, kocham problemy, kocham każdą radosną chwilę, kocham każdą minutę spędzoną z moją mamą i Kubą, kocham ich oboje najbardziej. Są mi najbliżsi i bez nich nie umiałabym przetrwać jednego dnia.