W życiu piękne są tylko chwile

0
36

Wiedziałam, że te święta będą smutne, złe i beznadziejne, ale nie sądziłam, że aż tak. Podobno ten okres to okres nadziei, a mi wczoraj odebrano całą nadzieję. Wyjdę na desperatkę, ale jestem już tym wszystkim zmęczona. Nie, nie nastawiłam się negatywnie. Mimo wszystko Wigilia zapowiadała się ciekawie. Od rana z mamą żartowałyśmy, było wesoło. Miałam nadzieję, że może jednak się uda i uwierzyłam w to. Zjedliśmy kolację, powspominaliśmy, porozmawialiśmy, było w porządku.  Nawet nie sądziłam, że będzie tak…wesoło. Nikt nie uronił żadnej łzy, a co święta ktoś ode mnie płacze (tylko jakoś mnie nigdy na łzy nie zbiera). Myślałam, ze już tak Wigilia się skończy, ale nie. Jak już zaczęło się po kolacji sypać, tak się posypało wszystko. Nie chcę opowiadać wszystkiego ze szczegółami. Jestem tym dogłębnie zmęczona.
Wczoraj zrozumiałam jedną, ale za to przerażającą rzecz – nigdy nie będzie dobrze. Tutaj idealnie pasują słowa piosenki “W życiu piękne są TYLKO chwile”. Tylko…chwile. I tylko te chwile jeszcze przy życiu mnie trzymają.
Za dużo błędów, za dużo złych decyzji, zła przeszłość… Tego już nie da się “odkręcić”, z tym już trzeba żyć i się męczyć. Ktoś mi zarzuci, że jestem rozkapryszoną małolatą. Zapraszam do zamienienia się życiem na jeden tylko dzień. Ale nie na tą “chwilę” z piosenki. Bo te chwile w moim życiu są przepiękne! I naprawdę potrafię się nimi cieszyć. Te chwile to tylko i wyłącznie chwile spędzone z Kubą i z mamą (ale to już nie raz mówiłam). Mimo, że z Nimi też się nie raz kłócę, to kocham ich mimo wszystko i potrzebuję.

Ogólny bilans świąteczny? Pozytywny, nie licząc tej odebranej nadziei. Nie ma sensu się nad tym użalać, bo i tak już tego nie zmienię. Pozytywny dlatego, że w poniedziałek jedziemy w Bieszczady i czekam na ten wyjazd, jak na zbawienie. Tak trochę na wyrost się cieszę, ale ważne że się cieszę

PS. Nie szukam pocieszenia. Gdybym szukała, błagałabym o pomoc, użalałabym się nad sobą. Najzwyczajniej w świecie opisałam tylko moje święta, bo przecież każdy ma swoje własne.
Mimo wszystko cieszę się, że wyglądały, jak wyglądały…w ciepłym domu, z rodziną (co prawda nie w komplecie, ale z rodziną), z tradycyjnymi potrawami, bez głodu i łez. A reszta? Codzienność.