Nigdy więcej Kuby

0
39

Nie dość, że od paru dni jestem jakaś nie do życia – ciągle się na wszystkich złoszczę, już nie mogę sobie poradzić, zachowanie Kuby momentami doprowadza mnie do szewskiej pasji (a zachowuje się tak jak zawsze), później mam wyrzuty, że nie panuję nad niektórymi emocjami i psuję nam obojgu humory – to jeszcze dzisiejszy sen. Tak głupi, że nawet te szatany z wczorajszego snu wydają się być niczym.
Otóż śniła mi się niewyobrażalna kłótnia z moją babcią. Kobietą w gruncie rzeczy bardzo zaborczą. Jeżeli wszystko idzie po jej myśli, to jest w porządku, jeżeli ktoś jednak próbuje się sprzeciwić…wróć, nie można się sprzeciwić. No więc śniło mi się, że ja się jednak postawiłam, bo – zaczęła zabraniać mi spotykać się z Kubą. Nagle ni z tego ni z owego wypaliła, że nie mogę się już z nim więcej spotykać, zapytana ‘dlaczego?’, jako pierwszy argument podała, że jest ateistą, poza tym niby mnie wykorzystuje i takie tam. Później było już tylko gorzej, istna, słowna rzeź. Wrzeszczałyśmy na siebie, która głośniej. Ale ja w tym śnie ilekroć chciałam powiedzieć coś sensownego, podać jakiś konkretny argument czułam, że język odwraca mi się w ustach, a wargi dziwnie się ściskają uniemożliwiając mi mówienie. Pozostało mi się tylko ustawiczne krzyczenie “Zapomnij o tym! Nie zostawię go! Nigdy w życiu!” I inne tego typu rzeczy. Na to wszystko naszła mama. Początkowo nic się nie odzywała, a ja czułam, że i ona jest przeciwko mnie, w końcu boi się babci, więc nie stanie po mojej stronie. Ale zapytana przez babcię, czy ma rację i czy też mi zabrania spotykać się z Kubą, głośno i dobitnie powiedziała “Nie!” i dodała jeszcze, że nie popełni tego samego błędu co babcia i nie będzie zabraniać mi miłości.
Jakby tego było mało nagle pojawił się mój brat. On oczywiście stanął po stronie babci i zaczął coś krzyczeć, że nie mam prawa spotykać się z Kubą. I na tym mniej więcej sen się skończył. Jak na jakimś filmie (kiedy ktoś dobiega do końca swojej opowieści i akcja wraca na właściwe tory), obraz nagle zaczął mi się rozmywać i tylko słowa brata brzmiały mi w uszach niczym echo i brzmiały jeszcze długo po przebudzeniu. Ten okropny głos, krzyk, którego tak bardzo się boję. Dlatego teraz nie mogę dojść do siebie, bo co to wszystko miało znaczyć. A może to po prostu odzwierciedlenie moich obaw, które gdzieś we mnie tkwią?
Jedno wiem na pewno, babcia nigdy nie zaakceptuje ateizmu Kuby. Nie ma takiej siły, która mogłaby ją przekonać do tego, żeby dała sobie spokój, że Kuba i bez jej Boga jest wspaniałym człowiekiem. Ale to śmieszne – z jednej strony nie widzi świata poza Kubą jeżeli chodzi o różnego rodzaju sprzęty domowe, komputer, jeżeli trzeba coś naprawić – to Kuba, ale jeżeli przyjdą święta, niedziela, to źle – ‘albo go nawróć, albo zostaw’.
Dobrze, że rodzice zaakceptowali Kubę i nawet jego ateizm. Choć mama bardzo chciała, żebym go nawróciła i jeszcze teraz coś wspomina o tym od czasu do czasu, ale już nie tak jak kiedyś, kiedy co niedziele kazała mi go za rękaw ciągnąć do kościoła, do spowiedzi i na wszystkie święta. Ale kiedy ja próbowałam powiedzieć, że nie chcę chodzić do kościoła to parę razy mi się udało, ale czasami mam wrażenie, że chyba tylko dlatego, że do końca nie zdawała sobie sprawy z tego, jak jest. A teraz? Wręcz podstępem ciągnie mnie do kościoła, bo – msza za dziadzia (i tu wzbudza we mnie poczucie winy, bo dlaczego mam się ‘buntować’ przeciwko własnemu dziadkowi, którego tak strasznie kochałam), trzeba brata zawieźć do miasta na mszę i przy okazji Ty pójdziesz..etc. I co z tego, że powiem że byłam, a nie pójdę, jak ona i tak będzie święcie przekonana, że jej córeczka grzecznie chodzi do kościoła.
Z drugiej strony przyznaję się bez bicia, że unikam ostatnio tego tematu z mamą. Bo już nie raz o tym gadałyśmy i kończyło się tym samym – kłótnią i jej stwierdzeniem, że coś wymyślam, że zgłupiałam i żebym przestała się wygłupiać i szła do kościoła. A mi rece opadają bo mam wrażenie, że przez pół godziny mówiłam do ściany, albo jakiemus dziecku tłumaczyłam, co mi się nie podoba i dlaczego nie chcę tam chodzić. Dlatego też unikam tych rozmów. Bo co da kolejna, bezowocna kłótnia, skoro do mamy i tak nie dotrze?