Anoreksja

0
40

Oo ja już zapomniałam, jak klawiatura wygląda. Nie no, co to to nie. Ale za blogiem się porządnie stęskniłam. Dlaczego nie pisałam tak długo? Najpierw nie było o czym, a potem dopadło mnie paskudne zapalenie oskrzeli, którego skutki czuję jeszcze do dzisiaj.
A teraz to czuję pustkę w głowie i nie wiem, co mam napisać.

Od dawna już chodzi mi po głowie temat anoreksji, więc może na tym się skupię. Problem znany chyba większości, jak nie wszystkim. Ja spotkałam się z nim niestety osobiście, dlatego może jest mi ‘łatwiej’ o tym napisać.
Nie, ja na anoreksję się jeszcze nie załapałam, ale moja koleżanka tak. Piszę “jeszcze nie”, bo chyba w ostatniej chwili się opamiętałam. Dwa lata temu popadłam w panikę, że jestem za gruba. I wcale nie był to tylko i wyłącznie wymysł głupiej nastolatki. Z moją mamą łączy mnie na tyle fajna relacja, że sama mi powiedziała, że chyba czas ograniczyć słodycze i babcine łakocie. A babcia mnie dokarmiała i niczego mi nie żałowała. I tak w wieku 15 lat przy wzroście ledwo 160 ważyłam dobre 60 kilogramów. Wyglądałam, jak taka mała kulka, która nie może dopiąć się w spodniach o rozmiarze 31. I nie, to nie były tylko moje wyobrażenia. Teraz kiedy schudłam, koleżanki zachwycają się nad moją figurą, a te, co mnie znały przed moją metamorfozą, szczerze mówią, że dobrze zrobiłam chudnąc, bo wyglądałam nader źle. Tylko, że ciężko jest mi powstrzymać ów proces chudnięcia. I wcale nie stosowałam żadnych diet cud. Nie odmawiałam sobie jedzenia. Nic z tych rzeczy. Po prostu ograniczyłam słodycze, i to radykalnie. Do tego wprowadziłam do mojego życia więcej ruchu, a efekty przyszły same. Jakieś pół roku po tym, jak udało mi się zrzucić pierwsze kilogramy, poznałam Kubę. A z nim życie jest bardzo intensywne. I tak z moich 60 kg, zrobiło się 51 w porywach 52, jak się dobrze najem. Niby tylko 8-9 kilogramów, ale czuję po sobie, że za dużo. I choć już nie chcę, wciąż chudnę. Kilka mies temu kupiłam spodnie w rozmiarze 28 (co zawsze było moim marzeniem). Teraz spodnie te ‘lecą mi z tyłka’ mówiąc brzydko, a ja popadam w obłęd. Czuję, że jestem słaba, częściej choruję, a co najgorsze – zaczyna mi być widać mostek, co mnie najbardziej przeraża.

I tutaj nasuwają się pewne przemyślenia. Co kieruje dziewczynami, które nie zauważają tego co ja, tylko wciąż się odchudzają? Może żartobliwe podszepty kolegów, że wciąż są grube. Tak było w przypadku mojej koleżanki. W gimnazjum jeździliśmy na basen. W przebieralni było wielkieee lustro przed którym wszystkie zawsze się wdzięczyłyśmy. Jedna z nas stała, obejmowała swoje kościste uda i wciąż uparcie wmawiała nam i przede wszystkim sobie, że jest gruba. A bezmyślni koledzy jej przytakiwali. Skończyło się póki co tym, że koleżanka wciąż narzeka, wygląda jak cień człowieka i ma zamiar iść na AWF…

A ja? Mam zamiar się wziąć za siebie. Zauważyłam od dłuższego czasu, że choćbym jadła 10 razy dziennie i tak nie przytyję, a jeszcze schudnę. Więc będę jeść więcej, częściej, zdrowiej. Może pochowam co niektóre żebra i inne kości i wzmocnię organizm, bo szczerze nie uśmiecha mi się do tego, co jest teraz.
A tak w ogóle chcę lato! Jestem napędzana na baterie słoneczne!